Przerywam milczenie

Nadszedł chyba czas przerwać to blogowe milczenie 😉 Sezon 2015 był jaki był, nie będę nad nim się rozwodził i pastwił nad sobą. Chyba mi się po prostu nie za bardzo chciało. Oczywiście były jakieś przebłyski…dobra nie będę się nad sobą pastwił…

Przygotowania do nowego sezonu dawno rozpoczęte. Trenażer na honorowym miejscu w domu stoi, pływanie od dwóch miesięcy jest grane i to prawie systematycznie, bieganie….no cóż tutaj, idzie najtrudniej. Dlaczego? bo ”fantazja” nie może pojąć, że te kilka kilo więcej od kwietniowego maratonu skutecznie się do tego przyczyniają i nie ma przebacz trochę to potrwa zanim wróci tamta dyspozycja.
Na razie tyle….

A jeszcze jedno, przygotowania nie mogą odbywać się bez morsowanka 😉

Sight_2015_11_22_131353_934

No i TriKot czuwa, żeby trening był 😀

WP_20151124_12_41_41_Pro

Challenge Poznań

Jeszcze kilka tygodni temu myślałem, że jedyny start w tri był w Piasecznie i zakończę ten sezon, ale dzięki uprzejmości Darka udało się wystartować w Challenge Poznań za co chciałbym serdecznie podziękować, zrobił to całkowicie bezinteresownie co jest naprawdę wielkie. Mam nadzieję, że kiedyś będę mógł się zrewanżować.
Do Poznania wyruszmy w piątek po południu z nowo poznanym kolegą Piotrkiem. Kiedy dojeżdżamy nasza ekipa już jest. Miejscówka na spanie najlepsza z możliwych- camping przy Malcie czyli całe triathlonowe zamieszanie pod ręką. Dziewczyny od nas już na odprawie, a ja zaczyna powoli chłonąć atmosferę. Idę z Paulą na rekonesans jak to wszystko wygląda. Jest pierwszorzędnie.

WP_20150724_19_58_38_Pro

Wieczorny relaks na koncercie:

Sight_2015_07_24_223536_353

W sobotę rano zaczyna robić się nerwowo, bo zgubiłem gąbkę z podłokietnika. Wizyta na expo nic nie daje, no może poza tym, że spotykam się z Profesorem co zawsze jest miłe. Niestety gąbeczki nie udało się dostać, ale z ratunkiem przyszedł Rafał z naszej ekipy. Po małej wymianie i dopasowaniu miałem podłokietniki- ufff nie musiałem improwizować. Odbiór pakietu i wstawienie roweru zostawiam na później. Około 10:00 udaję się na start z dziewczynami, które starują w olimpijce- pokibicować z moją Paulą. Cały czas czuję świetną atmosferę. Ustawiamy się najpierw na podbiegu do T1 tam przyda się doping każdemu !!!Następnie przemieszczamy się na trasę biegową, rower odpuszczamy za pozwoleniem naszych zawodniczek Anki i Agnieszki, troszkę przemieszczania z tym się wiązało. Na biegu drzemy mordunie do każdego, zawodnika po zawodniku zachęcamy do walki. Udało Wam się w waszym życiu widzieć biegnącego Papierza ? Mi tak :))) to byłą wyjątkowa chwila, móc go trochę zmotywować ;))) Piotrek walczył dzielnie !!! Jak tylko dziewczyny zakończyły udałem się na lekki odpoczynek. Później odprawa i wstawienie Krossunia do strefy. Tutaj analiza jak i co i gdzie, żeby nie zakręcił się jak baranie rogi w niedzielę 😉 Na powrocie zahaczam o Pasta Party, a później to już tylko relaks i lulu.

Pobudka 5:50, śniadanko i lecę do strefy z workami i bidonami, a tu jakiś huragan…KU#@!$!!!! będzie przeje….zajebiście- pomyślałem. Powrót i już tylko czekam na start i jak zwykle niby jestem spokojny, ale nerwa mam…czas do 9:00 szybko mija. Idziemy na start. Rozpoczyna się cała zabawa. Z głośników rozbrzmiewa: Two Steps from Hell. Ciary na ciele cały czas…. Spotykam jeszcze Kacpra i Rafała, jest naprawdę pierwszorzędnie.
Start falami. Wchodzę z czerwonymi czepkami ;), start z wody. Ciepełko woda, takiej nie lubie. Już po dopłynięciu do linii startu, wiem że będzie ciężko. Start !!! Jestem z tyłu więc pralka mnie nie dotyczy 😉 Pierwsze metry cholernie ciężko….chwilę później nic się nie zmienia, czuję jakbym stał w miejscu. Płynę i płynę….w głowie kłębią się głupie myśli….kto mi mówił, że pływanie w Poznaniu to w tak jakby w wielkim basenie !!!! tutaj warunki jak w morzu…męczę się niemiłosiernie. Jest pierwsza boja- hurra !!!! mija mnie niebieski czepek ?!?!? uuuu Plati ostro idziesz- pomyślałem. No cóż trzeba z tego piekła się wydostać jakoś 😉 dłuży mi się bardzo….jeszcze jakieś 100m i bummm, nie mam pojęcia skąd bo mam tempo ślimaka i już wszyscy mnie wyprzedzili, ktoś wali mi z nogi w okulary, zrywając mi je !!! no nie takie rzeczy dzieją się w triathlonie ?!!! walnięcie stresu takie, że od pasa w dół jeden wielki skurcz, wszystkie mięśnie !!! szybko na plecy, zabezpieczenie zawodów coś krzyczy, kolejny zawodnik na kursie kolizyjnym, „cyrk” pierwsza klasa……Całe szczęście, że jestem osobą w miarę opanowaną, nawet bardzo…Panom z łódki pokazałem, że wszystko OK. Pozbieranie chwilę potrwało….ale jest wyjście….żyję !!! Było „dwa kroki od piekła”, ale wyrwałem się….Pierwsze dwa kroki po wyjściu asekuracyjne, sprawdzałem czy skurcze w wodzie to incydent czy będzie problemik długofalowy, jest ok..

10955307_375470829312052_2200731390289070504_n
No to teraz do strefy zmian, kibice po obu stronach dopingują, na podbiegu moja Paula i reszta ekipy…Boże jak dobrze, że już po wodzie, nawet nie przeszkadza mi ten podbieg do strefy. Zamian idzie w miarę sprawnie, nic nie popitoliłem 😉 Jeszcze tylko długi wybieg i zacząłem rower. Oczywiście jakże mogło być inaczej, pasek od tętna i czujnik kadencji nie odpalają, jedyne tylko mam pomiar prędkości ;). Na początku jest dość łatwo, bo z wiatrem, a ten w niedzielę był spory. Nie cisnę ile dała fabryka, bo wiem co będzie po nawrocie, co zresztą było widać po zawodnikach wracających. Po nawrocie moje oczekiwania potwierdziły się, ale żeby aż tak !!! Momentami czułem jakbym stał w miejscu- masakra !!! Cisnę jak głupi na pedały, aż tu nagle przed nawrotką mija mnie gościu w stroju z napisem Proffessore (chyba taka pisownia, a jak nie to Arturze przepraszam, rozumiesz ten wiatr trochę zniekształcał moją czasoprzestrzeń :D), noż w mordę !!! o co to nie, nie poddam się, będzie wojna- tak pomyślałem przez chwilę, ale szybko otrzeźwiałem 😉 mimo to i tak po nawrotce wyminąłem Profesora i mówiąc, że dzisiaj nie odpuszczę- takie strachy na lachy :P. Oczywiście co jest zrozumiałe, po czterech kilometrach Profesor znowu mnie wyprzedza, wołając:’’umrzesz’’ na biegu !!! Moja odpowiedź mogła być tylko taka: ‘’to umrę’’-a co najwyżej trzeci raz tego dnia, gorzej już być nie może- pomyślałem. Żeby nie było wyprzedzałem w miejscu, w którym wiedziałem, że będzie to najmniej kosztowało ;))) Po nawrotce jakby jeszcze mocniej wiało- koszmar. Z roweru schodzę po 3:04:08.
Tym razem w strefie nie idzie mi tak dobrze, musiałem zaliczyć toitoika, troszkę mnie przeczyściło….

Bieg- tutaj fajerwerków też nie było. Przyjąłem taktykę, że przez punkty będę przechodził, resztę biegnę. Trasa wokół jeziora bardzo fajna, dużo kibiców, przebieg przy mecie pierwsza klasa, jedna wielka wrzawa, po prostu super. Umęczyłem się, ale nie ‘’umarłem”. Bieg kończę po 2:05:46.
Warto czasami się tak namęczyć, dla jednej chwili, którą mam uwiecznioną:

11700606_1646554248892101_695890673481976233_o (1)

Challange Poznań kończę z czasem: 6:21:17. Jest to mój najgorszy wynik na połówce. Mogłem się tego spodziewać, bo praktycznie zrobiłem ten start bez przygotowania (tak mało jeszcze nie trenowałem odkąd zacząłem swoją przygodę z tri :)). Warto było jak cholera !!! Dla takiej atmosfery, ludzi, przyjaciół warto… za to kocham ten sport !!! Był to jeden z moich najlepszych weekendów triathlonowych. Mam co wspominać…..

Rozstanie

Zastanawiałem się jak to jest żyć bez niej? Lubiłem jak podnosiła mi ciśnienie z samego rana, a także w ciągu dnia…ale postanowiłem z nią rozstać się. Dlaczego? Tak naprawdę nie wiem, może dla kaprysu, a może dlatego, że miałem jej już po prostu dosyć. Porzuciłem ją gwałtownie, w jednej chwili, bo wiem, że takie rozstania „bolą” mniej. I tak oto już się nie spotykamy trzy tygodnie. Nie brakuje mi jej….teraz zdałem sobie sprawę z tego, że w niczym mi nie pomagała, po prostu była od tak z przyzwyczajenia. Może jeszcze kiedyś poflirtujemy, ale „mała czarna” kawa nie może już liczyć na stały związek…

Nadrabiając zaległości…

Trochę czasu już minęło od mojego pierwszego startu tri w tym sezonie, który to był w Piasecznie. Nie ukrywam, że po tym starcie ogarnęło mnie totalne zniechęcenie…no taki lekki kryzysik mnie dopadł i trzymał dobre dwa tygodnie. Prawie w ogóle nie trenowałem, a o napisaniu czegokolwiek nawet nie było mowy. Żeby opisać dlaczego, muszę cofnąć się trochę w czasie do początku maja i Triathlonu Amazonek. Organizacja udała się (tak twierdzą niektórzy zawodnicy), ale nie o tym chciałem…Pod Zamość udałem się samochodem, zabierając ze sobą rower, żeby zrobić objazd trasy z zawodnikami zresztą jak w poprzednich edycjach. No i właśnie chodzi o ten samochód, który postanowił się popsuć i to bardzo skutecznie. Chcąc nie chcąc musiałem go tam zostawić prawie na trzy tygodnia, a z nim oczywiście rower !!! i tutaj mój cały misterny plan jeżeli chodzi o przygotowania właśnie szlag trafił…Wspomnę tylko, że do maja kręciłem tylko i wyłącznie na trenażerze, pierwszą jazdę zrobiłem 1 maja. Oczywiście ta sytuacja nie podziałała na mnie motywująco. Miałem po prostu dosyć- w perspektywie wydatek na naprawę „Czarnej Klątwy” i brak roweru, delikatnie mówiąc nie sprzyjały treningom. Odpuściłem. Nie lubię trenować jak mam stres, a wiem, że treningiem go nie rozładuję…Samochód i rower odebrałem na 5 dni przed startem. Cudnie po prostu cudnie. No dobra, ale co ja nie wystartuję…będzie zabawa, znajom…I było fajnie towarzysko 🙂

TriDreamTeamWynik słaby, przed startem zakładałem, że będzie podobny do zeszłorocznego. Wyszło o 4 min. gorzej- 2:55:39. Nie będę robił sobie wymówek, że pralka cały czas, że ludziska chodzili na etapie pływackim, że klasyczny pływak poczęstował mnie kopem w czterogłowego, że peletony krążyły….po prostu nie byłem przygotowany. Zabawa i tak była przednia 😀 Może kiedyś mi się to poprzestawia i powalczę o wynik….

InstagramCapture_8f313525-cc68-4151-b792-f1ccf867daf5

 Tak naprawdę nie wiem, czy w tym roku jeszcze wystartuję w jakiś zawodach triathlonowych i nie chodzi tu o brak motywacji, chodzi niestety o $. Muszę trochę najpierw uregulować sprawy „zawodowe”, a koszty nawet samych startów są spore. Jak nie uda się to pewnie na jesieni znowu spróbuje zaatakować maraton….

Witam !!!

Witam Wszystkich !!!

No to zaczynam 🙂
Triathlon to moja pasja i ten blog będzie przede wszystkim o tym i o moim podejściu do niego.
Na wielu płaszczyznach może trochę odbiegający od „typowego” podejścia do tematu, ale może ten sposób pokaże, że ten sport może uprawiać prawie każdy.
Nie jest to moje pierwsze doświadczenie z blogiem, ponieważ pierwsze kroki w pisaniu stawiłem na Akademii Triathlonu i wpisy, które znajdą się tu będą także ukazywały się tam.

anything is possible…osiągnąłem w 2014 r. po 13:35:31 w Malborku

1-95.jpg